3 grudnia 2015

Całe to zamieszanie z "Mikołajami" we Włoszech

W Polsce prezenty na Boże Narodzenie przynosi św. Mikołaj, na Mikołajki zresztą też, a we Włoszech? 

Jak kto woli, do wyboru do koloru: Gesù Bambino? Santa Klaus? Babbo Natale? La Befana? Elfi?


I kogo tu wybrać? Dzieciom może to nawet już wszystko jedno, aby były prezenty, ale ciocia z wujkiem, babcia z dziadkiem, sąsiadka z panią ze sklepu mają z tym niemały problem... No bo jak zapytać "co ci przyniesie św. Mikołaj w tym roku, o co go poprosisz...?"

No właśnie. Santa Klaus lub San Nicola to dosłownie św. Mikołaj i nam Polakom nie trzeba już nic tłumaczyć. Chociaż San Nikola teoretycznie obchodzony jest 6 grudnia.

Babbo Natale, to już raczej postać komercyjna, który nie przypomina już św. Mikołaja biskupa Miry, ale wielkiego czerwonego krasnala z amerykańskich reklam telewizyjnych (patrz: Coca Cola). Trzeba przyznać, że w ostatnich latach jego popularność we Włoszech przebiła wszystkich innych tradycyjnych Mikołajów. Czasami pojawia się w wersji żeńskiej jako (bardziej lub mniej seksowna) Natalina.

Befana, to dobra staruszka, która bardziej przypomina Babajagę, ale polskim dzieciom to porównanie może się źle kojarzyć. Nie mniej jednak 6 stycznia, na Trzech Króli, we Włoszech przybywa obowiązkowo i przynosi słodycze, a w niektórych regionach prezenty nawet większe i zasobniejsze niż te od Mikołaja. Jak to się mówi, konkurencja nie śpi!

Bambino Gesù, Dzieciątko Jezus, przynosiło prezenty  poprzednim pokoleniom. I powiedzmy sobie szczerze, pewnie to było ostatnie pokolenie (dobrych, ale biednych) dzieci, dzisiaj już dziadków, którzy pamiętają ten zwyczaj. No bo, jak mi wytłumaczył mój syn, skoro to Jego święto (Jezusa), to dlaczego to  On  ma dawać prezenty? Logiczne, prawda?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz